W Tatrach lat minionych.
W Tatrach lat minionych. Galeria fotografii. (75) |
Pokaz slajdów |
Pobierz tekst w wersji pdf. |
W
ogromnym łuku Karpat jedno pasmo górskie, wysokością sięgające granic
wiecznego śniegu, a więc pozbawione lodowców, ma charakter w pełni
wysokogórski, alpejski. To Tatry, wymarzony kraj dla turystów i sportowców.
Wyludnione
po najazdach tatarskich rejony na południowy wschód od Tatr, nazwane
Spiszem, skolonizowali w XIII wieku Niemcy. Z Polaków, Słowaków i
Niemców spiskich rekrutowali się
pierwsi historyczni wędrowcy po Tatrach:
pasterze, awanturnicy, zielarze, górnicy, myśliwi, a także pasterze wołoscy.
Pasterze i juhasi byli pierwszymi ludźmi, którzy wypasając owce docierali
do niektórych wysokich przełęczy i na niektóre szczyty. Jeszcze śmielej
poczynali sobie myśliwi i „polowace" (kłusownicy). Przyjmuje się,
że kłusownicy i juhasi byli pierwszymi ludźmi na takich szczytach, jak
Jagnięcy Szczyt, Szeroka Jaworzyńska, Młynarz, Wołoszyn. Mniejszą
natomiast, niż się ogólnie przypuszcza, aktywność w poznawaniu
Tatr wykazywali zbójnicy, uchodzący w góry i kryjący się w ich
zakamarkach. Zbójnikom zdarzało się nieraz przekradać z Polski na Węgry
i na odwrót, ale na szczyty nie wchodzili. I warto dodać, że tak przez
poetów idealizowany sławny zbójnik Juraj Janosik z Terchowej,
powieszony w Liptowskim Mikulaszu w 1713 roku, znany u nas pod imieniem
Janosik, w ogóle w Tatrach nie był. Więcej o postaci Janosika można
przeczytać tutaj.
Bardzo
wcześnie natomiast, gdyż już w XVI wieku wtargnęli w głąb Tatr
poszukiwacze skarbów, którzy nie tylko penetrowali góry, ale też pisali
na ich temat "spiski", czyli przewodniki. Pewna ilość tych
przeważnie anonimowych "spisków", polskich i niemieckich,
zachowała się do naszych czasów, a kilka z nich ukazało się drukiem.
Największy rozgłos zdobył sobie "spisek" Michała Hrosieńskiego,
pochodzący już z XVIII wieku, opublikowany w 1905 roku. Spisek ów zaczyna
się słowami: "Opisanie ciekawe gór Tatrów za Nowym Targiem, na cały świat słynących,
wszelkimi klejnotami i bogactwem ozdobionych". Hrosieński nie
zapomina o należytym wyekwipowaniu poszukiwaczy. Polecał brać ze sobą
"magnes", (to jest kompas), „perspektywę” (lornetkę) oraz
"śpilki stalowe" (haki skalne) i młotek.
Prawdziwi prekursorzy turystyki, jak
czytamy w jednej z kronik miasta Kieżmarku, pojawili się na wiosnę 1565
roku. Była to żona kasztelana Hieronima Łaskiego wraz z licznym
towarzystwem, która urządziła wycieczkę w Tatry nad Zielony Staw Kieżmarski.
Jest to chronologicznie pierwsza zapiska, odnosząca się do dziejów
turystyki na obszarze Tatr i możemy być dumni, że jest związana z polskim imieniem zarówno Łaskiego, jak i jego żony.
Polacy
wzięli udział w naukowym badaniu Tatr prowadzonym od strony Spisza już w
XVII wieku, a systematycznie od wieku XVIII. Stanisław Staszic, mąż stanu
i jedna z najwybitniejszych postaci polskiego Oświecenia,
badał Karpaty już
od 1789 roku, a Tatry zwiedził w latach 1803 - 1805. Owocem naukowym jego
podróży stała się fundamentalna praca "O ziemiorodztwie Karpatów i
innych gór i równin Polski". Staszic zdobył m. in. Kołowy Szczyt w
1805 roku, jako pierwszy z Polaków wszedł na Sławkowski Szczyt, Krywań i
Łomnicę, uchodzącą wówczas za najwyższy szczyt w Tatrach. Na wierzchołku
Łomnicy Staszic dokonał pomiarów i obserwacji naukowo - przyrodniczych.
"Wyniki, jakie Staszic w wędrówkach po Tatrach osiąga, były na
swoje czasy tak niezwykłe, tak wyjątkowe, że zadziwiać i zdumiewać muszą"
- pisano o nim później. Staszic zastał wówczas Tatry legendarne, baśniowe,
a zostawił Tatry naukowe, otwarte dla badaczy i turystów.
Działalność
turystyczna Staszica w Tatrach stała się kamieniem węgielnym polskiego
taternictwa i nie tylko dlatego, że była pionierska. W Tatrach okazał się
Staszic turystą nad możliwości swego pokolenia śmiałym, torującym nowe
drogi. Dorównać wyprawom Staszica zdołano dopiero po pół wieku, a przewyższyć
je - dopiero u schyłku XIX stulecia.
Żaden też po Staszicu naukowiec polski
nie zdołał sobie zdobyć pod tym względem równej jemu pozycji. I to
pomimo że wielu profesorów i badaczy wędrowało w głąb Tatr, i że
niektórzy z nich zdobyli sobie nawet wybitne imię w taternictwie, tacy jak
Marian Smoluchowski, Walery Goetel czy Marian Sokołowski.
Już
około 1830 roku rozpoczął się regularny ciąg turystów w Tatry. Jest to
zasługą takich podróżników - literatów, jak Seweryn Goszczyński,
Ludwik Pietrusiński, Bogusz Zygmunt Stęczyński, Wincenty Pol, Ludwik
Zejszner. Od połowy XIX wieku odkrywaniu Tatr dopomagać zaczęły coraz
liczniejsze utwory literackie. Badania Zejsznera posunęły naprzód wiedzę
naukową o Tatrach. Pojawiły się też w 1858 roku pierwsze fotografie
Tatr dzięki fotografowi z Krakowa, Waleremu Rzewuskiemu.
O
rozwoju turystyki tatrzańskiej świadczy z owych lat najlepiej fakt, iż
przy Morskim Oku powstał już w 1834 roku schron dla turystów, co prawda
niezagospodarowany.
Dwaj turyści stanęli w owych latach na
czele penetracji Tatr, dwaj wybitni eksploratorzy, którym przypisać należy
rolę głównego ogniwa
pomiędzy Staszicem, a epoką Chałubińskiego. Byli
to: Eugeniusz Janota, oraz Józef Stolarczyk. Nazwano ich "pierwszymi
taternikami polskimi" i nie bez racji, bowiem w ich działalności górskiej,
przemyślanej i systematycznej, pierwiastek turystyczno - odkrywczy, poniekąd
nawet sportowy, odegrał niemałą rolę. Janota,
pastor i profesor, chodził w Tatry regularnie od 1852 roku. I on to jako
pierwszy turysta stanął wraz z Gustawiczem i Stanisławem Librowskim, a
pod wodzą Macieja
Sieczki, na głównym wierzchołku Świnicy w 1867 roku.
Wszedł potem pioniersko na Kozi Wierch i na Granaty. Pióra Janoty jest też
"Przewodnik w wycieczkach na Babią Górę, do Tatr i
Pienin", wydany w 1860 roku - pierwszy polski przewodnik po Tatrach.
Stolarczyk,
długoletni proboszcz parafii zakopiańskiej, jeszcze bardziej wyróżnił
się w taternictwie. Był on już bezpośrednim zwiastunem taternictwa
okresu następnego. Spośród jego licznych wypraw w głąb Tatr największy
rozgłos uzyskało zdobycie Baranich Rogów w 1867 roku. Stolarczyk
jako pierwszy turysta zeszedł też z Rysów do Morskiego Oka. Sam
Stolarczyk zanotował zaś pod rokiem 1867 w swej "Kronice Parafii
Zakopiańskiej": "Dnia
13 września o godzinie pół do pierwszej z południa wyszedłem ja,
Pleban, z Jędrzejem Walą, Szymkiem Tatarem, Wojciechem Kościelnym i
Wojciechem Ślimakiem pierwszy na Szczyt Lodowaty, dotychczas niedostępny,
na którym rzeczywiście jeszcze żaden turysta nie był. Tym sposobem byłem
już na wszystkich szczytach, oprócz jeszcze Gerlachowskiego, i poznałem
całe Tatry". Dodajmy, że na Gerlachu stanął Stolarczyk w 1874
roku, prowadzony przez czterech przewodników. Było to pierwsze polskie wejście
na ten rzeczywiście najwyższy szczyt całego łuku Karpat z Tatrami włącznie.
Działalność
Stolarczyka, Janoty, Zejsznera odbijała się szeroki echem w środowisku
taternickim. Około 1870 roku turysta polski w Tatrach nie był już rzadką
i osobliwą postacią, lecz zaczął być zjawiskiem pospolitym. Czego mu
jeszcze brakowało? Organizacji, która by poszczególne, nieskoordynowane
wysiłki pojedynczych turystów objęła w formalne ramy organizacyjne
oraz taternika, którego autorytet byłby większy, niż powaga skromnego
proboszcza góralskiej wsi. Taternikiem takim okazał się doktor Tytus Chałubiński,
który zaczął regularnie wyprawiać się w Tatry od 1873 roku, a organizacją - Towarzystwo Tatrzańskie założone w tym samym roku.
Nowy
element w turystykę tatrzańską wniósł Tytus Chałubiński, uczestnik
powstania węgierskiego w 1849, jeden z najwybitniejszych lekarzy
polskich tego okresu. Trzeba stwierdzić, że wyjątkowa i przełomowa rola
Chałubińskiego w polskiej eksploracji Tatr zasługuje na uznanie i
uwagę. Dopiero bowiem jego działalność turystyczna nadała rozproszonym,
wciąż jeszcze pionierskim poczynaniom, charakteru ruchu zorganizowanego o
zasięgu ogólnopolskim i w swoich najlepszych osiągnięciach, turystyczno
- taternickiego. I dopiero działalność Chałubińskiego stworzyła z Tatr
i taternictwa pojęcia bliskie, zrozumiałe dla szerokiego ogółu. Jakie
były tego przyczyny? Stało
się tak nie tylko dlatego, że Chałubiński był osobistością znaną
przede wszystkim w Warszawie, w Królestwie Polskim i że jego przykład
pociągnął wielu. Najważniejsze jest to, że przeniósł poniekąd na
rodzimy grunt tatrzański swoistą egzotykę, sposoby i założenia głośnych
w owych latach podróżników afrykańskich. Egzotyzm pod bokiem, w kraju,
namiastka wielkiej przygody bez podróżowania za morza, przygoda, której
każdy niemal mógł być uczestnikiem. Było to prawdziwe odkrycie Tatr dla
społeczeństwa, odkrycie tak mało znanych jeszcze wówczas skalnych Tatr. Chałubiński traktował górali
jako lud egzotyczny o swoistej kulturze, lud, którego góral, Jan Sabała
Krzeptowski, był herosem, a zarazem bardem, Homerem. Chałubiński stworzył
sławę Sabały, którą poszerzyli następnie, gdy już Chałubińskiego
nie stało, Witkiewicz, Tetmajer, Sienkiewicz.
Chałubiński
wyruszał w Tatry z całym "kierdelem" górali i "dworem"
przyjaciół z miasta. Styl jego wypraw, dziś już legendarny, tak opisał
w 1913 roku Mieczysław Świerz: "Przy
dźwiękach dzikich, ponurych melodii, wydobywanych z gęśli i basów,
zapuszczano się w tajemniczą głąb tak mało jeszcze zbadanych i udostępnionych
gór; skalne sklepienie koleb, gęste sploty świerków lub samo tylko
wygwieżdżone niebo, rozpięte nad turniami, zastępowały turystom dachy
dzisiejszych schronisk; potężnym płomieniem buchające watry, na które
szły całe smreki, rozpraszały cienie nocy i chroniły przed zimnem,
a gdy szron omszył ziemię i chłód zbyt począł dokuczać, wówczas dźwigały
się z posłania postacie śpiących i Sabała skracał czas opowiadaniem,
"jak to Pan Jezus babe z psiego ogona, a nie z Adamowej kości urobił",
lub też wskrzeszał legendy walki z Liptakami lub niedźwiedziami.
W
rzeczywistości wyprawy Chałubińskiego i jego "świty" nie posunęły
jednak znajomości Tatr naprzód, ale przydały wyprawom tatrzańskim blasku
i opromieniły je chwałą wielkiego czynu, chociaż sam Chałubiński
napisał tylko jedno wspomnienie w 1819 roku "Sześć dni w Tatrach".
Chałubiński
zdobył niewiele szczytów w Tatrach, niewiele też odkrył nowych dróg. Wyższy
poziom sportowy uzyskały wycieczki syna pana Tytusa - Ludwika Chałubińskiego.
Zdobył on m. in. już w 1877 roku Mięguszowiecki Szczyt i zeszedł jako
pierwszy z Durnego Szczytu do Pięciu Stawów Spiskich, ale że mu brakło
ojcowskiego polotu, osiągnięcia te zatraciły się wśród innych, a po części
poszły nawet w zapomnienie. Bez echa przebrzmiała też taternicka
działalność syna Ludwika, a wnuka Tytusa - Tytusa Chałubińskiego
juniora, który w młodym wieku zginął na wspinaczce w północnym żlebie
Niebieskiej Przełęczy w 1933 roku.
Ale
rok 1873 nie tylko dzięki pojawieniu się Chałubińskiego w Tatrach
przeszedł do kroniki taternictwa jako rok przełomu. W tym samym roku
powstała pierwsza społeczna organizacja turystyki górskiej w Polsce:
Towarzystwo Tatrzańskie. Dzieje tego towarzystwa,
nazwanego dopiero po 1918 roku Polskim Towarzystwem Tatrzańskim i istniejącego
do roku 1950, nie łączą się bezpośrednio z dziejami polskiej
turystyki wysokogórskiej i polskiego alpinizmu odkrywczego. Było ono
organizacją upowszechniającą góry już odkryte i zwiedzone. Ale zasługi
Towarzystwa Tatrzańskiego nie mogą być pominięte ani przy omawianiu
rozwoju taternictwa przed rokiem 1939, ani przy omawianiu dziejów alpinizmu
polskiego. Towarzystwo Tatrzańskie stało się fundamentem turystycznego
uprzystępniania Tatr i Podtatrza, rozkrzewiło idee ochrony przyrody. Z łona
Towarzystwa Tatrzańskiego wyrosły po latach specjalne organizacje
taternickie i narciarskie. W późniejszym Polskim Towarzystwie Tatrzańskim
znalazła wreszcie najlepsze poparcie polska ekspansja wysokogórska. Główne
zasługi Towarzystwa Tatrzańskiego to budowa schronisk i znakowanych ścieżek
oraz szlaków. Pierwsze zagospodarowane schronisko po polskiej stronie Tatr
powstało nad Morskim Okiem w 1874 roku.
Spośród
licznych działaczy i pracowników Towarzystwa Tatrzańskiego niektórzy
mieli zasługi i dla taternictwa, jak Walery Eljasz, malarz i autor
przewodników oraz opisów wycieczek, jak również Leopold Świerz,
wieloletni sekretarz T. T. i propagator turystyki zimowej.
Od
samego początku swego istnienia T.T. przejęło też opiekę nad
przewodnictwem góralskim, czyli nad tymi ludźmi, którzy byli właściwymi
realizatorami osiągnięć taternickich aż po pierwsze lata XX wieku.
Chociaż inicjatywa wycieczek Chałubińskiego i jego następców należała
do "ceprów", wykonanie było wyłączną zasługą górali. Należy
stwierdzić, że ani Stolarczyk ani Chałubiński, ani nawet Pawlikowski i Chmielowski,
nie byli taternikami samodzielnymi w nowoczesnym, sportowym rozumieniu
tego słowa. Prowadzili ich, wyszukiwali dla nich drogę skalną, opiekowali
się nimi górale - przewodnicy, którzy, jako organizacja, przetrwali do
dzisiaj, chociaż sportowe ich znaczenie zanikło z chwilą ostatecznego
usamodzielnienia się taterników. Dlatego należy tutaj podkreślić zasługi
tych przewodników starszej daty, Gąsieniców i Rojów, Tatarów i Giewontów,
Obrochtów i Walów, którzy sprawnie i bezpiecznie wodzili swoich
"panów" po halach, siodłach i wierchach. Wymieńmy trzech
najwybitniejszych przewodników Chałubińskiego i Pawlikowskiego. Byli to Jędrzej
Wala i Maciej Sieczka, zdobywca m. in. Jastrzębiej Turni, oraz zmarły w sędziwym
wieku Szymon Tatar starszy. W młodszym pokoleniu wyróżnili się tacy
przewodnicy jak Jędrzej Marusarz, Jan Bachleda Tajber, Józef Gąsienica
Tomków, Stanisław Gąsienica Byrcyn, Jan Gąsienica Ciaptak, paru
Krzeptowskich, a przede wszystkim Klemens Bachleda. Znakomity człowiek gór,
najwybitniejszy góralski zdobywca Tatr. Klemens Bachleda zdobył szereg
szczytów i odkrył dziesiątki nowych dróg. Wychował całe dwa
pokolenia taterników, "król przewodników tatrzańskich", jak go
nazwał Janusz Chmielowski. Bachleda oddał swe życie służbie górskiej.
6. sierpnia 1910 roku zginął na północnej ścianie Małego
Jaworowego Szczytu, niosąc ofiarną pomoc taternikowi Stanisławowi
Szulakiewiczowi, który na tej groźnej, wówczas jeszcze dziewiczej ścianie,
uległ śmiertelnemu wypadkowi.
Góral
- przewodnik od lat przestał być kierownikiem wypraw taternickich i
niezbyt często się zdarza, aby był w ogóle towarzyszem skalnych wypraw.
Ale taternicy pamiętają zawsze, że bez góralskiego przewodnika nie byłoby
całej epoki w taternictwie i że taterników z miast łączyła wówczas z
ich przewodnikami "pogodna przyjaźń", jak to określił
Chmielowski. Nie zapominają też taternicy, że przewodnicy - górale nieśli
i niosą zawsze ofiarną pomoc w wypadkach górskich. Toteż choć rola
górali w taternictwie jest dzisiaj skromna, wręcz prawie niewidoczna,
taternicy żywią dla górali związanych z Tatrami zawsze gorące uczucia
sympatii.
Niemal
równocześnie z Chałubińskim wstąpił w taternickie szranki Jan Gwalbert
Pawlikowski. Taternicka działalność Pawlikowskiego była efemeryczna. Bo
choć całe życie interesował się on Tatrami i na starość wyrósł na
najwybitniejszego orędownika idei ochrony przyrody, czynnej kariery
taternickiej wyrzekł się bardzo szybko, już po 26 roku życia. Niemniej w
tym krótkim okresie, osiągnął wyniki na swą epokę zdumiewające: zdobył
m. in. Kieżmarski, Łomnicę, Szatana, a także Mnicha. Pawlikowski o taternikach swej epoki mówił, że "chodzili w Tatry nie tyle dla
zdobywania szczytów, ile dla życia po halach", o sobie samym mówił,
że "chodząc po górach odświeżał tradycje zbójnickie, chciał utożsamić
się całkowicie z góralami".
Indywidualność
Tytusa Chałubińskiego wywarła przemożny wpływ na wiele lat taternictwa,
na cały okres, który nazywamy popularnie "epoką Chałubińskiego".
Stąd, gdy mistrza zabrakło, dały się zauważyć elementy zastoju,
cofania się, nawet upadku taternictwa. Pod względem ilościowym ruch
taternicki nie osłabł, podobnie jak nie zmniejszył się ciąg mieszczan
do "letniej stolicy Polski". Ale zdobyczom ówczesnym zabrakło śmiałości
i inicjatywy, poruszano się przeważnie w granicach zakreślonych
przez taternickie horyzonty Chałubińskiego, a w najlepszym razie
Pawlikowskiego. "W latach tych
nie było ani jednej nowej myśli w taternictwie, ani jednej wycieczki, która
by pod jakimkolwiek względem postęp przyniosła,”
- charakteryzował ten okres w 1913 roku późniejszy historyk taternictwa
Kordys. „Nawet pod względem techniki wspinania, gdzie postęp jest najłatwiejszy,
widać raczej cofanie się." Zewnętrznym wyrazem zahamowania
taternictwa był "Ilustrowany Przewodnik do Tatr, Pienin i Szczawnic"
Walerego Eljasza, ilustrujący doskonale poziom ówczesnego polskiego
taternictwa. Staromodny pogląd, oparty na założeniu, że turystę
prowadzi obeznany z terenem góral - przewodnik, w porównaniu z sytuacją w
Alpach, był już anachroniczny. Dowodem ówczesnego upadku taternictwa był
również niemal całkowity zanik taternickiego piśmiennictwa.
Po
roku 1900 impas w taternictwie polskim został jednak przełamany. Przyczyniło
się do tego ożywienie sporu granicznego o Morskie Oko, który to spór
zakończył się w 1902 roku zwycięstwem strony polskiej. Z wyroku Międzynarodowego
Trybunału Rozjemczego przyznano sporny teren w całości Galicji, co
skierowało uwagę całej Polski na sprawy górskie.
Chmielowski,
który uprawiał taternictwo do późnej starości, wszedł w Tatrach na każdy
wybitniejszy szczyt, zdobył sporo turni, przebył jako pierwszy wiele dróg
skalnych, wśród nich tak cenne, jak pierwsze wejścia na Orlą Basztę i
Rumanowy Szczyt, na Kaczy Szczyt i na Zadniego Mnicha, na Niżnie Rysy i Żabi
Szczyt Wyżni oraz pierwsze trawersowanie trzech szczytów Ganku i pierwsze
wejście na Żabiego Mnicha. Nie
w tym jednak największa zasługa Chmielowskiego, który wszystkie główne
swoje wspinaczki odbywał jeszcze z przewodnikiem. Jego inicjatywie zawdzięczał
Klimek Bachleda najświetniejsze swoje sukcesy skalne. Mówiono o
Chmielowskim, że policzył wszystkie żleby w Tatrach, poznał każdą grzędę,
zbadał każdą ścianę. Jego skrupulatność i naukowa, rzec można,
systematyczność pierwsze doprowadziły do poznania całości Tatr. Dopiero
od czasów Chmielowskiego można mówić o pełnym zapoznaniu się
taterników z zakątkami i zakamarkami.
Chmielowski
związał też taternictwo ze współczesnym alpinizmem: on pierwszy zaczął
regularnie używać sprzętu taternickiego, od liny poczynając, i nosić się
jak alpinista, tj. chodzić w kutych butach i z czekanem, nie z ciupagą
w dłoni, a wspinać się w trzewiczkach skalnych, nie boso.
Podobnie jak Chałubiński, Chmielowski napisał właściwie tylko jedno
wspomnienie z tatrzańskich wypraw - "W głębi Tatr" w 1903 roku,
ale pełny wyraz swemu znawstwu dał w 4 - tomowym, fundamentalnym
"Przewodniku po Tatrach" wydanym w latach 1907 – 1912. Był to
pierwszy nowoczesny przewodnik taternicki, który w usamodzielnieniu
polskich wspinaczy skalnych odegrał nie mniejszą rolę, niż przewodnik
Walerego Eljasza w upowszechnieniu turystycznego chodzenia po górach.
Przykład
Chmielowskiego porwał wielu, ale, jak często bywa z pionierami, ówczesna
młodzież taternicka szybko odwróciła się od mistrza. Uznając w pełni
jego zasługi, wyswobodziła się ona rychło spod opieki przewodnika i
zaatakowała problemy, które Chmielowski uważał jeszcze za nieosiągalne
dla sprawności ludzkiej. Ta okoliczność odsunęła nieco Chmielowskiego
już około 1907 roku od głównego nurtu życia taternickiego, choć jego
autorytetu "króla, "ojca", a z czasem i "nestora"
taternictwa nikt nie naruszył i naruszyć nie zamierzał. Przy
Chmielowskim wytrwała tylko topniejąca garść taterników starego
autoramentu, wiernych dawnemu stylowi. Z nich tylko Stanisław
Krygowski, pierwszy wybitny fotograf krajobrazu tatrzańskiego i odkrywca
dróg na Mięguszowiecki Szczyt od Morskiego Oka, zyskał sobie głośniejsze
imię.
Trzeba
tu wreszcie wymienić ks. Walentego Gadowskiego, który zapowiadał się na
następcę Stolarczyka, forsował granie i ubocza Tatr ponad Halą Gąsienicową,
ale aż do późnej starości uprawiał taternictwo patriarchalne, staroświeckie
i własną pracą, własnym sumptem dopomógł walnie do wytrasowania i zabezpieczenia
żelaziwem Orlej Perci.
Niezwykle
szybki rozkwit nowoczesnego taternictwa bezprzewodnikowego z każdym rokiem
pogłębiał jednak przepaść pomiędzy turystą, a samodzielnym zdobywcą
skalnych dróg. Na tle niedostatecznie uwydatnionej bojowości Sekcji
Turystycznej już w 1904 roku zawiązały się poza nią dwa pierwsze zespoły
ściśle taternickie: "Bacówka" oraz "Himalaja Club". Dwa te "prywatne"
niejako zespoły, pierwsze z szeregu grup taternickich, skupionych w
poszczególnych ośrodkach i około pewnych ludzi, wchodzą już około 1906
roku do Sekcji Turystycznej. Następuje najważniejsza zmiana w życiu tej
organizacji: przekształcenie się w klub zamknięty o charakterze wyłącznie
taternickim i o surowym balotażu członków. Klub taki zakłada swe własne
pismo fachowe, z wiosną 1903 roku zaczyna wychodzić "Taternik",
czasopismo, które do dzisiaj pełni chlubnie rolę czołowego ogólnopolskiego
organu taternictwa i alpinizmu polskiego. Pierwszym redaktorem zostaje
Kazimierz Panek z zespołu "Bacówka".
Nowe
rekordy pukały już do wrót skalnych. Niewątpliwym tego świadectwem jest
m. in. wejście dwu polskich taterników na Basztową Przełęcz z Doliny Mięguszowieckiej.
Wejście to odbyło się w 1905 roku, a jego uczestnikami byli dwaj młodzi,
nieznani wówczas szerszemu ogółowi taterników adepci sportu
wspinaczkowego Zygmunt Klemensiewicz i Jerzy Maślanka. Wespół z Romanem
Kordysem założyli oni we Lwowie w 1904 roku jako bardzo jeszcze młodzi
ludzie "Kółko taterników", które przybrało później nazwę
"Himalaja Club" i pod tą nazwą przeszło do dziejów
taternictwa. Silna indywidualność Romana Kordysa wycisnęła swoje piętno
na wynikach i zdobyczach "Himalaja Club", który z taternictwa
Chmielowskiego, unowocześnionego wprawdzie w formach technicznych, ale
wspartego jeszcze nadal na zawodowym przewodniku - góralu, wyeliminował
tego przewodnika, narzucając turyście samodzielność sportową jako
warunek niezbędny. "Himalaja Club" stanął też na czele Sekcji
Turystycznej T.T. Prezesem sekcji został Klemensiewicz, obejmując jednocześnie
wraz z Kordysem kierownictwo "Taternika".
Znamy
trzy najważniejsze momenty zwrotne w dziejach polskiego sportu wysokogórskiego:
przemianę taternictwa przewodnikowego w taternictwo samodzielne i związane
z tym powstanie zamkniętego klubu wysokogórskiego i fachowego piśmiennictwa
taternickiego, zrozumienie tego taternictwa jako czynności sportowej i stworzenie
dlań odpowiedniej ideologii, wreszcie skierowanie elity taternickiej ku
odkrywczemu alpinizmowi sportowemu i egzotycznemu. Pierwszy przełom
zaznaczył się około 1908 roku, drugi około 1929 roku, trzeci około 1931
roku i we wszystkich tych zmianach H.C. odegrał rolę bardzo istotną,
nieraz pionierską, w dużej mierze kierowniczą. Klemensiewicz wydał w
1913 roku pionierski podręcznik "Zasady taternictwa", Kordys wystąpił
w 1929 roku z hasłem, które miało się stać programem, że "przyszłość
taternictwa leży poza Tatrami".
Śmiałością
wspinaczek wyróżnili się również niektórzy taternicy zakopiańscy,
zawołani narciarze, skupieni wokół Mariusza Zaruskiego. Zwłaszcza Henryk
Bednarski, Józef Lesiecki, Leon Loria i Stanisław Zdyb. Położyli oni
niemałe zasługi dla taternictwa również letniego. Im właśnie przypadła
w 1910 roku chluba zdobycia południowej ściany Zamarłej Turni, której,
przejście na ćwierć wieku stało się symbolem i przykładem taternickiej
wspinaczki w stopniu nadzwyczaj trudnym, póki jej nie zastąpiła zachodnia
ściana Łomnicy i inne "modernistyczne" ściany o skrajnie
wielkich trudnościach do pokonania.
Z
T.T. związał się taternik szczególnie dla tego okresu ważny - Mieczysław
Karłowicz, znakomity muzyk - modernista. Karłowicz nie był przodującym
taternikiem swego pokolenia, ale był za to postacią wielkiego formatu
artystycznego i moralnego, odegrał najważniejszą, decydującą rolę jako
ideolog taternictwa i jako pisarz górski, którego wspomnienia "W Tatrach",
wydane zbiorowo przez S.T.T.T. po jego tragicznej śmierci, wywarły nie
mniejszy wpływ na piśmiennictwo taternickie, niż przed laty książki
Witkiewicza i Tetmajera na piśmiennictwo tatrzańskie.
Należy
tu wreszcie wspomnieć, że obok mężczyzn po jawiły się w skale u ich
boku (czasem próbując i samodzielnych wypadów) kobiety - taterniczki, jak
Wanda Jerominówna, Helena Dłuska i Jadwiga Roguska - Cybulska.
Najlepsze spośród nich sukcesy osiągnęła Jerominówna, narzeczona Karłowicza,
współzdobywczyni kilku trudnych nowych dróg, pierwsza kobieta na Żabim
Koniu i na północnej ścianie Mnicha. Zasłużyła ona sobie niespornie na
tytuł "pierwszej nowoczesnej taterniczki polskiej".
Jako
ostatnia przed wojną światową pojawiła się w Tatrach grupa taterników
krakowskich, która od 1907 roku nazwała się "Klub Kilimandżaro".
Trzon jej stanowili bracia Ferdynand i Walery Goetlowie, bracia Mieczysław
i Tadeusz Świerzowie i Władysław Kulczyński junior. Później dołączył
się do nich Kazimierz Piotrowski. Spośród tych taterników Walery Goetel
stał się jednym z czołowych, wieloletnich działaczy P.T.T, i najwybitniejszym
obok Władysława Szafera działaczem ochrony przyrody Polski. Największą
jednak i najbardziej systematyczną działalnością taternicką wyróżnił
się Mieczysław Świerz, taternik bardzo wszechstronny, któremu po
pierwszej wojnie światowej miało też przypaść zadanie odbudowy
taternictwa.
Turystyka
wysokogórska jest wynalazkiem czasów nowożytnych - racjonalizmu pospołu
z romantyzmem. Racjonalizm kierował w góry niezmożonych badaczy
naukowych. W Polsce ich świetnym przedstawicielem był Staszic. Romantyzm
skierował ku zdobywaniu gór spóźnionych błędnych rycerzy, farysów i bajronistów.
Takim pierwszym romantykiem - alpinistą polskim był Malczewski. Cele
naukowe długo górowały nad innymi, zwłaszcza gdy po romantyzmie zawładnął
świadomością społeczną pozytywizm. Jeszcze Chałubiński usprawiedliwiał
swoje "wycieczki bez programu" celami naukowymi, zbierał jakieś
mchy i ogłaszał o nich fachowe przyczynki. Ale niebawem wysunął się na
pierwsze miejsce romantyczny kult widoku i piękna przyrody górskiej. Dla
widoku ponosiło się trudy wędrówki aż do czasu, w którym na czoło
wysunął się element sportowy - pokonywanie trudności skalno - lodowego
terenu górskiego jako cel główny. Z tą chwilą narodził się nowoczesny
alpinizm, który z estetycznych upodobań w pięknie widoków
bynajmniej nie zrezygnował, ale podporządkował je naczelnym celom
sportowym.
Starsi
taternicy jeszcze z początkiem XX wieku czuli się wychowankami polskiego
pozytywizmu. Chmielowski w 1910 roku biadał, że Tatry "stają się
polem popisów współzawodniczo - gimnastycznych, areną zmagania się zawiści
i płaskich ambicji". Były to żale daremne - miejsce pozytywizmu
zajmował już modernizm, który element współzawodnictwa cenił w sporcie
wysoko. Jego reprezentantami stali się taternicy skupieni w S.T.T.T.
Kordys, Klemensiewicz, później Świerz, a przede wszystkim Mieczysław Karłowicz,
który cieszył się największym autorytetem moralnym.
Świerz pisał w roku 1913: "motywem podejmowania wycieczek stają się nie cele estetyczne,
lecz rozkosz płynąca ze zwalczania trudności, niebezpieczeństw górskich".
Klemensiewicz w 1912 roku ostrzegał: "Rozszerzenie
taternictwa na masy nie jest ani możliwe ani pożądane. Gdyby udało się
liczbę taterników wielokrotnie pomnożyć, doprowadziłoby to do upadku
taternictwa". A Kordys w 1913 roku dorzucał: "Taternictwa
nie da się społecznie ani zorganizować ani eksploatować, pozostanie ono
zawsze czynnością wykonywaną indywidualnie i od indywidualnej woli danej
jednostki zależną. Losy taternictwa, jego rozwój, jakość i rozmiary,
nie mogą być nigdy uzależnione od nakazów społecznych ani też im
trwale podporządkowane".
Takie
pojmowanie taternictwa zaatakowano z dwu stron: Mariusz Zaruski rzucił hasło
"idźcie i prowadźcie słabych na szczyty" i głosił "ideę
wzmożenia charakteru narodu przez hartowanie go w trudach i niebezpieczeństwach
tatrzańskich". A równocześnie Karłowicz, subtelny artysta młodopolski,
jął wzywać do rozpływania się w otaczającym przestworzu,
poznawania mistycznego związku z wszechbytem, roztopienia się we
wszechistnieniu, powracania do niebytu. Była to taternicka odmiana
alpinizmu skrajnie indywidualistycznego, elitarnego, jaki krzewił się wówczas
w całej Europie.
W
Polsce związał się z nim kult bohaterskości, który u ludzi z zewnątrz
wywołał wrażenie, że taternicy to "kapliczka straceńców".
Zarzut ten był przed 1914 rokiem popularny i często powtarzany. Dopiero
współczesny kult sportowego rekordu osłabił i z czasem
usunął te potępiające zarzuty lekkomyślnego igrania ze śmiercią. W dwudziestoleciu
1919 - 1939 panowała powszechnie w taternictwie i alpinizmie polskim
zasada sportowości i wyczynowości oraz elitaryzmu wynikającego z
klasowych źródeł ówczesnej turystyki wysokogórskiej, uprawianej niemal
wyłącznie przez ludzi dostatecznie dobrze sytuowanych, by swoje kosztowne
upodobania sportowe sami mogli opłacać. Dopiero po roku 1945 zaznaczył się
pewien konflikt, obecnie już nieistniejący, który wynikł z trudności włączenia
się polskiego alpinizmu w nowe formy życia, a zarazem z niedocenienia wagi
spraw wysokogórskich przez nowe władze dla spraw turystyki i sportu.
Ucierpiało na tym niewiele taternictwo, znajdujące się w żywiołowym
i niepowstrzymanym rozwoju, ucierpiał sporo alpinizm polski, przez 10 lat
nieobecny na szlakach gór świata, i to w okresie, gdy w Himalajach
podjęto z oszałamiającym powodzeniem atak na szczyty ośmiotysięczne.
Trzeba
się z kolei zająć i tym rodzajem taternictwa, który aż do XX wieku
odgrywał rolę minimalną lub nie odgrywał jej wcale, aby w czasach nam
współczesnych wysunąć się na czoło taternickiej działalności. Mowa
tu o taternictwie uprawianym w porze roku stawiającej turyście nieporównanie
większe przeszkody do pokonania niż latem, czyli o taternictwie zimowym. Aż
do lat dwudziestych naszego wieku było ono zjawiskiem odrębnym, luźno
tylko związanym z letnim zdobywaniem Tatr.
W
latach 1870 - 1880, gdy taternictwo, jak widzieliśmy, miało już licznych
swoich adeptów i przodowników, taternictwo zimowe prawie nie istniało.
Wchodzono na wysokie szczyty, przekraczano niejedną przełęcz, ale wyłącznie
latem, w krótkim okresie od czerwca do września. Żaden z taterników
nie odważał się nawet myśleć o poważnych wyprawach zimą. Śnieg był
żywiołem zdradzieckim, zupełnie tajemniczym i nieznanym, na zawsze jakby
zamykającym Tatry zimowe przed inwazją człowieka. Nie darmo w pamięci górali
pozostała katastrofa z lutego 1856 roku, kiedy to w "Kronice Parafii
Zakopiańskiej" pisał ksiądz Stolarczyk: "pięciu
górników, którzy powracali z Bani Ornak w Dolinie Kościeliskiej,
trafili na moment, kiedy właśnie uwiózł się śnieg ze szczytów, śnieżyca
wyłamała znaczny kawał lasu, hawiarzy zasypała i pozbawiła życia,
dwóch zaraz, a trzech dopiero na wiosnę znaleziono”. Oto był
nieuchronny los wszystkich, którzy by się odważyli wtargnąć w lodowe władztwo
zimy. Przez siedem miesięcy w roku nie śmiała Tatr dotknąć stopa człowieka.
Dopiero
pojawienie się i upowszechnienie narciarstwa przynosi zwrot i otwiera erę
nieprzerwanego odtąd rozwoju taternictwa zimowego. Pierwszym narciarzem w
Tatrach był krakowianin Stanisław Barabasz, który odbywa na nartach
wycieczki do dolin tatrzańskich, a w 1902 roku pierwsze narciarskie
wejście grzbietowe
na Kondracką Przełęcz. W 1905 roku Klimek Bachleda
wywodzi turystów polskich na Bystrą. Nieco wcześniej, dnia 15 stycznia
1905 roku, następuje wydarzenie dla taternictwa zimowego przełomowe:
zdobycie Gierlachu przez mieszaną polsko - węgierską wyprawę, w której
z polskiej strony biorą udział Janusz Chmielowski i Klimek
Bachleda.
Wyprawa
ta, przy równoczesnym ogromnym rozwoju narciarstwa, otwiera okres
regularnych szturmów na szczyty i przełęcze tatrzańskie. Mariusz
Zaruski, który w taternictwie letnim nie zapisał się żadnym
wybitniejszym czynem, poza trzecim przejściem południowej ściany Zamarłej
Turni w 1911 roku wraz ze Znamięckim, ale którego zasługi w taternictwie
zimowym są przodujące i wywarły wpływ największy, zdobywa wraz z towarzyszami
liczne wierchy Tatr Zachodnich, a następnie i Wysokich, m. in. Kozi Wierch.
W tym samym czasie Maślanka staje na szczycie Świnicy w grudniu
1907 roku, Karłowicz i Kordys na Kościelcu w styczniu 1908 roku,
Bednarski i Zdyb na Granatach. Karłowicz, Kordys i Zaruski przechodzą
z Hali Gąsienicowej do Popradzkiego Stawu przez Liliowe i Koprową
Przełęcz.
Taternictwo
zimowe otrzymuje w tym czasie bazę organizacyjną. W 1907 roku powstaje
Zakopiański Oddział Narciarzy, przemianowany w 1912 roku na Sekcję
Narciarską Towarzystwa Tatrzańskiego. Jako organizatorzy zespołu występują
przede wszystkim Barabasz, Karłowicz i Zaruski. Sferą działalności
tego towarzystwa nie stają się zbiorowo organizowane wycieczki
narciarskie, lecz indywidualnie podejmowane wyprawy wysokogórskie o typie
wybitnie taternickim. Zaruski umiał też skupić dokoła siebie sporo
doskonałych narciarzy, wśród których systematyczną działalnością
zimowego taternictwa wyróżnił się Józef Oppenheim, wierny członek
T.O.P.R. i jego długoletni kierownik.
Na
te poczynania i osiągnięcia padł głęboki cień: w dniu 9. lutego
1909 roku ginie w lawinie pod Małym Kościelcem Karłowicz, symbol
taternictwa tych czasów. Rozwoju taternictwa zimowego śmierć ta jednak
ani nie przyhamowała, ani nie opóźniła. Przyczyniła się natomiast w dużym
stopniu do zorganizowania pierwszej fachowej, stale funkcjonującej
instytucji ratownictwa wysokogórskiego w Tatrach. W jesieni 1909 roku
powstaje Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe - zasługa energii i wytrwałych
zabiegów
Zaruskiego. T.O.P.R. stanowiące do 1927 roku instytucję
samodzielną, a później sekcję P.T.T. prowadzi Zaruski aż do 1926
roku, a później jego funkcje pełni Oppenheim. Stałymi członkami
byli i są przeważnie przewodnicy - górale. Zasłużoną chwałą
pogotowia rozbrzmiewała cała Polska, w gronie bowiem jego członków
nie brakowało nigdy ludzi ofiarnych, spieszących w najcięższych
warunkach z pomocą ofiarom wypadków górskich. Ratownictwu tatrzańskiemu
poświęcił też najlepsze karty swoich pism Zaruski. Więcej o działalności
TOPR można znaleźć tutaj.
Wojna
światowa w latach 1914 - 1918 i powojenne powikłania zamieniły zwłaszcza
zimowe Tatry w bezludną niemal pustynię. Chociaż narciarstwo przeżywa już
od 1920 roku nowy żywiołowy wzrost, to czasy związków organizacji
narciarskich z taternictwem już minęły i współdziałanie obu
kierunków definitywnie się kończy. Dzieje narciarstwa idą odtąd swoją
odrębną drogą, zamykają się w tabelach mistrzostw i metrach skoków, a taternik
i narciarz stają się pojęciami odmiennymi, zaś związek ich zjawiskiem
przebrzmiałym. Cała energia narciarska wyładowuje się w rekordach
boiskowych, obcych taternictwu, a turystyce przydatnych chyba pośrednio
przez rozbudowę bazy. Około 1924 roku triumf trasy nad przestrzenią
wydaje się być w zimie zupełny. Ale właśnie w tym czasie następuje
nowe i wszechstronne odrodzenie taternictwa zimowego, spowodowane świeżym
dopływem sił ściśle taternickich.
Początek
dają im taternicy skupieni w krakowskiej Sekcji Taternickiej Akademickiego
Związku Sportowego, którzy uprawianie taternictwa zimowego stawiają
sobie, po raz pierwszy w dziejach taternictwa, za główny cel działalności
w górach. Rozpoczyna się wielki szturm na ściany i urwiska zimowe,
który inauguruje zdobycie Mięguszowieckiego Szczytu od Czarnego Stawu nad
Morskim Okiem przez J. K. Dorawskiego, K. Piotrowskiego i A. Sokołowskiego
w 1925 roku.
Zdobywali
taternicy coraz nowe granie i ściany, co roku zbierali obfity plon
odkrywczych i cennych pod względem sportowym wycieczek, co roku niemal
padały nowe rekordy. Już w 1909 roku Kordys i Znamięcki na północnej
ścianie Jaworowego Szczytu, a Kulczyński i Świerz na wschodniej ścianie
Mnicha osiągnęli wspinacze rekordy, które dopiero w 1927 roku miały
zostać pobite. Ale tu był już kres, zatrzymanie się rozwoju, dalsze
podwyższanie granicy pokonywanych trudności wymagało już innej techniki
niż ta, którą władali ówcześni taternicy. Zaznaczyły się też inne
przyczyny, z powodu których taternictwo polskie nie tylko zatrzymało
się w rozwoju, lecz zaczęło znowu chylić się do upadku. Jednym sezonem
oddzielone od siebie dwa śmiertelne wypadki górskie Karłowicza, oraz
Szulakiewicza i Bachledy wywołały w ówczesnym społeczeństwie,
nieprzygotowanym jeszcze na przyjęcie ideologii sportowej, generalny atak
na taternictwo jako na aspołeczną "kapliczkę straceńców". Pod
ciężarem zarzutów "Klub Kilimandżaro", który dźwigał już wówczas
główną odpowiedzialność za taternictwo polskie, nie załamał się
wprawdzie, ale znalazł się w defensywie i odwrocie.
Ale
oto jakby niespodziewanie znowu szła zmiana, pojawiły się nowe kadry
taternickie. W roku 1921 młodzi krakowscy wspinacze bracia Marian i Adam
Sokołowscy zdobywają Kozi Wierch północną ścianą, przechodząc jedną
z nielicznych jeszcze do owego czasu taternickich dróg nadzwyczaj trudnych.
To był jeszcze odosobniony w tej skali sukces młodego pokolenia. Ale
w styczniu 1924 roku powstaje Sekcja Taternicka Akademickiego Związku
Sportowego w Krakowie, z której szeregów
wychodzą już rychło taternicy
mający i latem i zimą podwyższyć rekordy sportowe do niewidzianej
poprzednio w Tatrach wysokości.
Stara
gwardia znajduje się nagle w otoczeniu młodych, patrzących na nią z szacunkiem, ale z całą bezwzględnością zamierzających przewyższyć
pod każdym względem osiągnięcia swoich poprzedników w taternictwie.
W 1928 roku dwaj młodzi taternicy warszawscy, Wiesław Stanisławski i
Justyn Wojsznis, zdobywają zachodnią ścianę Kościelca. W 1929 roku przy
próbie powtórzenia tej ściany ginie Mieczysław Świerz, ostatni taternik
pokolenia sprzed pierwszej wojny światowej, uprawiający w rywalizacji z
"młodymi" taternictwo na najwyższym poziomie trudności. Ale w tymże
roku "młodzi" przechodzą już kilkanaście nowych dróg bardzo i
nadzwyczaj trudnych. Rozpoczyna się w taternictwie nowy okres, którego
opis należy już ująć w ramy „współczesności”, a na tej
stronie zajmujemy się historią i przeszłością.
Jacek
Ptak
W Tatrach lat minionych. Galeria fotografii. (75) |
Pokaz slajdów |
Pobierz tekst w wersji pdf. |
Bibliografia:
1. Zofia Radwańska-Paryska, Witold Henryk Paryski, Wielka Encyklopedia Tatrzańska, Wydawnictwo Górskie, Poronin 2005.
2.
Jan Alfred Szczepański, Wołanie, nr 26 (30) Kraków, 2002 r.
3.
Jan Alfred Szczepański, Wołanie, nr 27 (31) Kraków, 2002 r.
4.
Walery Eljasz Radzikowski, Ilustrowany
przewodnik do Tatr i Pienin i Szczawnic, wyd. 3, Kraków,
1886 r.
5.
Zakopiański Bazar Polityczny. www.zakopianskibazar.pl
6.
Cyfrowa Biblioteka Narodowa. www.polona.pl
7.
Narodowe Archiwum Cyfrowe, www.nac.gov.pl
8.
Polska na fotografii. www.fotopolska.eu
9. Galeria Malarstwa Polskiego. www.pinakoteka.zascianek.pl