Wierzenia i obrzędy. Magia ludzkiego domostwa.

 

Dom – miejsce narodzin śmierci i bytowania człowieka. Zamknięta przestrzeń wewnętrzna. Tutaj tworzy się rodzinna więź, trwa międzypokoleniowy przekaz, mieszkają duchy przodków. Miejsce to należy więc chronić, by nie zagnieździło się w nim zło, i dbać, by żaden z procesów istotnych dla ludzkiego życia nie uległ zakłóceniu. Nic więc dziwnego, że motyw tak rozumianego domu towarzyszy wszystkim ważnym momentom roku obrzędowego, obecny jest w obrzędowości rodzinnej, a jego przestrzeń od pierwszej chwili istnienia otacza magiczna troska.

Założenie własnej zagrody, wzniesienie własnego domu stanowiło w życiu człowieka nie mniej ważny moment niż narodziny , zaślubiny, śmierć. Z jednej strony konieczne tu było mistrzostwo cieśli, z drugiej znajomość tajemniczych sił, które należało przychylnie do siebie usposobić. Od nich wszak zależały dalsze losy chałupy.

Istotne znaczenie miał wybór miejsca pod budowę chałupy. Musiało to być miejsce czyste, czyli takie, które nie zostało skalane przelana krwią człowieka lub zwierzęcia. Zagród nie stawiano na rozstajach dróg, które były ulubionym miejscem spotkań diabłów, nie budowano domu w miejscu gdzie uderzył piorun. Niechętnie wznoszono zagrody w rejonie cmentarza. Jeżeli właściciel parceli nie miał innej możliwości, stawiał chatę tak, aby ściana od strony cmentarza była ślepa, bez okien i bez drzwi, gdyż w przeciwnym razie umarli mogli wyprowadzić żywych do siebie. Nie wznoszono też nowego domu na pogorzelisku, ani w miejscu, gdzie stała chałupa opuszczona przez właścicieli. Uważano, że każdego kolejnego mieszkańca również prześladował będzie zły los. Były też miejsca szczególnie dobre i nadające się do wzniesienia zagrody. Do takich należała parcela w pobliżu źródła, w którym nawet zimą nie zamarzała woda.

Istotny dla losów chałupy i jej właścicieli był również wybór budulca. Nigdy nie używano drzewa powalonego przez piorun, ani też takiego, na którym wisiała kapliczka. Było ono przeznaczone Bogu na chwałę i jego ścięcie traktowano jako świętokradztwo. Za najlepszy budulec uważano drzewo świerkowe jako odporne na wilgoć oraz drewno jodłowe. Oba te drzewa były otaczane kultem, pełniąc w tradycyjnej wizji świata funkcje „kolumny niebios”. Drzewo przeznaczone na budowę chałupy należało ściąć na wiosnę, po pełni księżyca. Ważny był również dzień rozpoczęcia prac budowlanych. Starano się je zacząć w porze pełni księżyca, aby we wznoszonym domu zawsze była obfitość wszystkiego. Nigdy nie podejmowano prac w okresie Wielkiego Postu, bo groziło to przyszłym mieszkańcom biedą, a zwłaszcza brakiem jedzenia. Rozpoczęcie prac w piątek lub 13 każdego miesiąca mogło sprowadzić nieszczęście zarówno na budowniczych, jaki i na mieszkańców chałupy.

Przed przystąpieniem do pracy właściciel chałupy  wraz z budowniczymi na miejscu budowy odmawiali pacierz. Niekiedy zasiadano także do wspólnego posiłku, by przyszłym gospodarzom zapewnić obfitość jedzenia. Zapraszano muzykę, a śpiew miał sprowadzić do wznoszonego domostwa radość, szczęście i powodzenie we wszystkich poczynaniach jego mieszkańców. Bardzo ważnym momentem przy rozpoczęciu budowy było położenie płaskich kamieni umieszczonych pod czterema węgłami. Pod te kamienie wkładano monetę, aby dostatek nie opuszczał mieszkańców domu, a także trochę wosku z gromnicy i święcone zioła by strzegły ludzi i dobytku przed pożarem, piorunem i złymi mocami. Zakładanie węgłów należało zaczynać od wschodu, zgodnie z kierunkiem ruchu słońca.

Następnie do pracy przystępował cieśla. Wierzono, że zacinając pierwszą belkę na podwaliny mógł on w istotny sposób wpłynąć na losy domu i jego mieszkańców. Gdy wykonując tę prace dobrze im życzył, chata miała zapewnione szczęście, gdy życzył źle, w domu mogło zagnieździć się nieszczęście i śmierć. Cieśla przy pracy uważał , by w razie skaleczenia krew nie kapnęła na drewno, gdyż w domu mogłyby zamieszkać gady, czyli węże i pluskwy. Żeby w chałupie i wkoło niej nie gnieździły się węże, wióry powstałe przy pracach ciesielskich należało starannie zebrać i wrzucić do bieżącej wody. Przed plagą myszy chronił z kolei zakaz wykonywania wszelkich prac przy budowie po zachodzie słońca. Zwracano uwagę, aby liczba belek w ścianach bocznych była nieparzysta. Zlekceważenie tej zasady mogło sprowadzić na dom i jego mieszkańców brak Bożego błogosławieństwa. Po ustawieniu pierwszej pary krokwi na dachu, umieszczano w szczycie wierzchołek świerka lub jodły zwany wiechą, ubrany czerwonymi nitkami lub wstążeczkami (kolor czerwony chronił przed urokiem), a właściciel urządzał poczęstunek dla robotników, krewnych i znajomych.

Bardzo ważny był czas i sposób zamieszkania nowej sadyby. Nigdy nie wprowadzano się do chałupy w Wielkim Tygodniu i w dzień postu, aby do domu nie sprowadzić biedy. Najlepszym dniem na sprowadziny była sobota, w tradycji kościelnej poświęcona Matce Bożej – opiekunce rodzin i gospodarstw. W nowym wnętrzu mogły przyczaić się złe moce, należało więc najpierw wpuścić tam zwierzę, aby na nie spadły wszystkie ewentualne czary, uroki i inne nieszczęścia. Wpuszczano więc kota lub koguta. Zwierzęcia takiego nie można było później zabić ani sprzedać, a jako nosiciela złych sił nie można go było zostawić także w gospodarstwie. Odpędzano je więc, aby przepadło  od nowej chaty. Po tym zabiegu do domu wchodzili gospodarze. Próg należało przekroczyć prawą nogą, by w nowym domostwie mieszkańcom dobrze się wiodło. Gospodarze wnosili też do wnętrza chleb i sól, aby chaty nie opuszczał dostatek. Gospodyni najpierw zawieszała w izbie święty obraz, następnie kropiła wszystkie cztery kąty wodą święconą. Gospodarz   po zakończeniu budowy okadzał dookoła całą chałupę święconymi ziołami. Chroniło to dodatkowo dom przed uderzeniem pioruna.

Ważne było także odpowiednie urządzenie wnętrza i zachowanie się w nim. Na belce podtrzymującej strop rzeźbiono krzyż oraz rozetę – symbol słońca – co miało zapewnić mieszkańcom Bożą opiekę. Co roku na tej belce, gospodarz kreślił też krzyż płomieniem gromnicy. Odpowiedniego traktowania wymagał również próg chałupy. Przestępując go należało pamiętać, by uczynić to prawą nogą. Próg był też miejscem, gdzie najczęściej podrzucano czary, które miały zaszkodzić mieszkańcom domu i ich dobytkowi. Ważnym miejscem we wnętrzu był kąt, w którym stawiano stół. Był to róg izby przeciwległy do drzwi wejściowych leżący po przekątnej w stosunku do pieca, usytuowany przy ścianie frontowej. Stołu nie używano na co dzień jako miejsca spożywania posiłków. Funkcję spełniał taką tylko podczas ważnych uroczystości dorocznych i rodzinnych: jedzono przy nim wieczerzę wigilijną, święcone, sadzano podczas wesela nowożeńców, szanownych gości na chrzcinach i stypie. Ponieważ na stole zawsze kładziono chleb, uważany był za mebel szczególny, wymagający szacunku i odpowiedniego traktowania.

Osobnej troski wymagał piec i płonący w nim ogień. Pieca nie wolno było kopnąć, palić w nim brudnych rzeczy, śmieci, nieczystości. Po wieczerzy wigilijnej do ognia wrzucano okruchy ze stołu, aby i on powieczerzał. Zawsze też stawiano przy piecu naczynie z czystą wodą, aby ogień miał czym ugasić pragnienie. W kurnych chatach, w piecach, gdzie ogień płonął na nalepie, nie gaszono go wieczorem, a gospodyni przysypywała żar czystym popiołem i kreśliła na nim znak krzyża. Zagaśnięcie ognia było zawsze zapowiedzią nieszczęścia. 

Szczególne miejsce w izbie zajmowały święte obrazy umieszczone rzędem na ścianie naprzeciw wejścia. Wchodzący do izby powinien był zawsze przeżegnać się, a domownicy i goście uważali, by nie stawać do obrazów tyłem. Surowo było zabronione przeklinanie w pobliżu obrazów. Uważano, że w domu, w którym nie przestrzega się tych zasad nie będzie Bożego błogosławieństwa, zapanują niezgoda i kłótnie. Starano się ochronić swoją sadybę przed czarami, które mógł rzucić zły człowiek i przed złośliwymi demonami. W tym celu wtykano pod okap palmę wielkanocną, a na drzwiach domostwa i zabudowań gospodarczych zaraz po powrocie z kościoła kreślono płomieniem gromnicy znak krzyża i rysowano go kredą poświęconą w Trzech Króli, a niekiedy także malowano wapnem. W tym samym celu na drzwiach wiodących do pomieszczeń gospodarskich przybijano często żywego nietoperza. Od czarów i uderzeń pioruna chroniły też wieszane nad drzwiami wianki poświecone w czasie oktawy Bożego Ciała. Do tak zabezpieczonej sadyby złe miało utrudniony dostęp, a jej mieszkańcy czuli się bezpieczni, żyjąc w zgodzie i dostatku.

Jacek Ptak

 

Źródło:

Urszula Janicka – Krzywda, Magia ludzkiej sadyby, [w] Tatry, Nr 1/2011.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Copyright © 2010 Jacek Ptak.